4.10.06

O krętych drogach M. Salwowskiego (2)

21 września 2006
+
O MOWIE PROROCKIEJ

Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim pod każdym względem nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni.
(1 Kor 10, 32-33)

Nierozumny jest świat. Nie szuka Łaski Bożej, ani nie pragnie opamiętania. Nie wiedzą ludzie o grzechach swych, bo pozwalają, by sumienia ich były zagłuszone i jakby martwe. Zaprawdę można i zabić sumienie swoje, choć to trudne i rzadkie, i nieszczęsny jest człowiek, który tak bardzo w nieprawości postąpił. Lecz częściowe zatrucie sumienia jest częste i wolą ludzie myśleć, że zło jest dobrem albo że czyn jest obojętny, albo sprawa małej wagi. I tak w końcu sami siebie oszukują i głosu Bożego już nie dopuszczają do przytomności swojej. W końcu i innych zwodzą. Tak się w świecie sprzysiężenie haniebne rodzi, na którego czele Szatan, ojciec kłamstwa stoi, a pomagają mu ci nieliczni, co już dusze swoje mu zaprzedali (nieszczęśni oni – tylko nadzwyczajna Łaska Boża może ich uratować, o co błagać Pana trzeba) i wielkie tłumy zwodzą.

"Nie będziesz rozgłaszał fałszywych wieści i nie dołożysz ręki, ażeby z niesprawiedliwymi ludźmi świadczyć na korzyść bezprawia. Nie łącz się z wielkim tłumem, aby wyrządzić zło" (Wj 23, 1-2a), już w Starym Przymierzu było to objawione. Dlatego prosimy "Nie wódź nas na pokuszenie", abyśmy byli wolni od tego wpływu nieprawych nalegań, podniet i poruszeń. "Ale nas zbaw ode złego", który zagraża nie widokiem straszliwego piekła, ale przebiegłym zmieszaniem prawdy i fałszu kusi. Niech więc nikt nie myśli, że słuszność jest po stronie wielu i tych co mają uznanie i mówią, że są "rozumni". Powiada Apostoł: "Gdyby ktoś mniemał, że coś «wie», to jeszcze nie wie, jak wiedzieć należy" (1 Kor 8, 2).

A naprawdę potrzeba człowiekowi nie rzekomego "rozsądku", który jest dla niego zgubą, ale Zbawiciela Jezusa – Jego miłość PONAD WSZYSTKO! Jakże jednak może myśleć o Zbawicielu, czyli wybawcy, ten, co uważa, że mu niczego nie potrzeba, a zabiega tylko o dobra materialne, o duszy swojej zapomniał, albo taki, co się łudzi, że jego dusza jest czysta i pójdzie prosto do Raju, bo sądzi, że nie grzeszy wcale lub że grzechu nie ma. Tonie, a nie woła ratownika. W takim to położeniu jest niejeden dzisiaj. Rozważmy to i oddajmy się ufnie Naszemu Panu – Jego jarzmo jest słodkie. O, zaprawdę słodko jest oddać się Jego Łasce, by cieszyć się pokojem serca mimo przeciwności; by żyć nadzieją wieczności. Przyjdź, Panie Jezu!


Nie można patrzeć jak dusze giną, bo nie poznali Pana. Co nam trzeba czynić dla ratunku ich? Kiedy "nastawać w porę i nie w porę", a kiedy być "roztropni jak węże", to jest przebiegli? Kiedy nalegać i napominać, a kiedy raczej uciec się do zbawiennego podstępu, aby jak łowczy zastawia sidła, tak i "rybacy ludzi" używali sieci mądrości Bożej. Tylko Duch Święty może "przekonać świat o grzechu". Tylko Boski Pocieszyciel może pouczyć, jak mówić światu "Panem jest Jezus". To co tu piszę dotyczy powołanych, to jest tych, których Duch posyła do głoszenia Słowa Życia. A choć każdy jest powołany, to nie każdy do tej samej służby. A więc niech publicznym zwiastowaniem zajmą się posłani do tego, podobnie prywatnym napominaniem, jak też wszelką inną posługą. Niech zapamiętają wszyscy podążający śladami świętych apostołów i ewangelistów (jak Pan Salwowski) te wskazówki:


I. Kościołowi świętemu katolickiemu poddać się we wszystkim.

II. Nie pragnąć ujrzeć owoców trudu swego.


III. Modlić się nieustannie.


IV. Prosić o modlitwę, szczególnie cierpiących i mniszki.


V. Żywot wieść nieskazitelny i sakramenty przyjmować.


VI. Kłamstwem służby swej nie zohydzić.


VII. Zyskiem niegodziwym się brzydzić.


VIII. Przykładem własnym pociągać.


IX. Dobrej rady szukać.


X. Mieć za wzór Chrystusa Pana i ku Niemu innych prowadzić


O, Boskie Serce Jezusa!
O, Niepokalane Serce Maryi!


Wiara nie jest jak wiedza. A zatem nie jest wierzącym ten, kto tylko uznaje prawdę, że jest Bóg, a nie postępuje według nakazów Jego. Nie jest też prawdziwie wiernym ten, kto jest tylko dobry i myśli, że mu już Łaski nie trzeba. Tak to pycha, zatwardziałość serca i nieprawe sumienie, wreszcie herezje przeciw wierze (jak pelagianizm albo kacerstwo tak zwanej reformacji) do zuchwałości wiodą, a nawet do przeciw Duchowi Świętemu zgrzeszenia. Nie oskarżajmy Boga Stwórcy i Odkupiciela, to jest naszego największego Dobroczyńcy. Bóg wiary dochowuje, jak uczy Pismo święte. Znośmy raczej niedolę i ucisk, a nie złorzeczmy, umierajmy z Chrystusem, abyśmy z Nim żyli. My i bracia nasi wybrani, to jest wybrani przez Boga dla Jego wiecznej chwały.


Kto by chciał pogłębić naukę tę, niech pilnie studiuje Drugi List Apostoła Pawła do Tymoteusza, który i mnie w pisaniu tu prowadzi.


TR

O krętych drogach M. Salwowskiego

6 września 2006
+
WSTĘP

Pisałem już tu o czci Imienia Pańskiego, o "rozwodach" i o kresach. Teraz zaś poruszę temat, który zwykł bardzo zajmować piszących tu. O drogim Panu Mirosławie Salwowskim ("Brawario" albo "Walczący z wiatrakami"), który tu pisał wiele razy, teraz zaniechał, a może i powróci, mniemam wszelako, że czytuje to wszystko. Ja go już dawno znam, jeszcze z innych miejsc. Jawne jest jego uznanie dla prawd przez Kościół święty podawanych; wie dobrze, co jest prochem i marnością, to znaczy do przemijającej postaci tego świata należy; i zna ułudę pożądliwości, i walczy z ułudą ową na, zdaje się, prorocki sposób, gdy pisuje tu i gdzie indziej. A nie dla korzyści, czy uznania to czyni, ale słodkie Oblicze Jezusa Naszego Pana ma przed oczyma i Tegoż Boskiego Nauczyciela uczniem pozostaje.

Wszelako nie z wdzięcznością i posłuszeństwem jest Pana Salwowskiego mowa wysłuchana. Jeno się go odrzekają i ci, to przed Bogiem Naszym też klękają, Imię Jego czczą i wyznają, i zdaję się, że w szczerości serca to czynią. I ja, choć mi Pan Salwowski bratem umiłowanym, chwalić go tylko nie mogę. Bo nie we wszystkich jest on cnotach tak ugruntowany, jak należy w jego kondycji, a i roztropności mu nie tak dostaje. Napiszę więc kilka drobnych artykułów dla jego obrony i oskarżenia zarazem. Dziś część pierwsza "o śmiechu i żartach", a będą jeszcze takie części: "o mowie prorockiej", "o encyklikach", "o letnich katolikach", "o chytrości" i "o porządku stworzenia".

I. O ŚMIECHU I ŻARTACH

O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym, ani o tym, co haniebne, ani o niedorzecznym gadaniu lub nieprzyzwoitych żartach, bo to wszystko jest niestosowne. Raczej winno być wdzięczne usposobienie.
(Ef 5,3-4)

Pierwszy temat tak został obrany, gdyż ów śmiech, to jest różne żarty, docinki, ironiczne aluzje i podobne odzywki pierwsze na słowa Pana Salwowskiego padają. Nie z zaciekłości jakiejś nawet, bo widzę, że tu obyczaj taki, by lekko traktować wszelkie sprawy, tematy chętnie zmieniać i się zabawiać kojarzeniem rzeczy, jak to towarzystwo czynić zwykło. Jak więc takie usposobienie traktować? Bo nie jest dobra ta droga, którą sam Mirosław Salwowski kroczy. On bowiem do zwyczajów tutejszych się nie stosuje prawie wcale, a bierze z powagą całą wszystko, co kto bez żadnego zastanowienia pisze; czas cenny dany nam na tym łez padole traci, w próżne powtarzanie znanych rzeczy daje się wciągnąć. Wtedy celów i zadań swych zapomina, nad marnościami ślęcząc, przez to jeszcze własną osobę na pośmiewisko wydaje, co i powołaniu jego i działalności szkodzi.

Odpowiada znajomość natury ludzkiej, że śmiech i humor zdrowe i pożyteczne są. Radość Apostoł jako owoc samego Ducha Świętego wymienia. Nie można więc śmiechu i żartów potępić dla nich samych, ani się ponuractwem obnosić, co ma niby pobożności być wyrazem. Jest to błędne i pozorne, żadnego wzrostu duchowego nie daje, a do próżności, pysznienia się i uwiądu umysłu, to jest zdziwaczenia zupełnego, prowadzi. Ale śmiech nie zawsze szczerą radość oznacza, a częściej zatwardziałość serca i niepokój duszy znamionuje. To ci, co znają Zakon Boży, ale nim nie żyją, z tego wszystkiego, co prawdę jaką wyświetla, szydzą; tak sumienia swe mamią, aby je na koniec zabić zupełnie. Łatwo się u takich właściwa równowaga myśli zaburza i już z każdej rzeczy nasmiewają, powag żadnych nie znają, w ludzkich sprawach rady ni opamiętania nie szukają, tylko się pustymi drwinami zanoszą, co się też cynizmem nazywa. Puste to i żałosne, a nie wesołe.

Odróżnić więc musimy radość prawdziwą od fałszywej. Prawdziwa jest ta, co się z pokojem serca łączy i wyraża przede wszystkim łagodną miłość do stworzeń, pełną wyrozumiałości pogodę ducha. Jest to radość, która z braku złych przywiązań i wolności wewnętrznej się rodzi. Jest ona darem Bożym, o który prosić trzeba Pana Zastępów. (Choć dla dusz podążających drogą wyższej doskonałości i taka radość jest przeszkodą do zjednoczenia z Bogiem i nawet jej nie powinny pragnąć.) Nie ma prawdziwa radość pozorów drwiny ani szyderstwa. Gdy się już żartem jakim wyrazi, to nie kpiną z bliźnich, ale raczej z siebie albo z marności jakiejś. Ani się ona w piątek albo w Wielkim Poście nie okazuje, bo się ze wspominaniem Męki Naszego Pana żadnej wesołości łączyć nie godzi. Lecz w czasie sprzyjającym nie musi się dusza bać zabawy, śmiechu i żartów, byle się im z umiarem i zgodnie ze stanem życia oddawała.

Fałszywa zaś radość jest tej, co opisałem przeciwna. Musimy się gorąco modlić za takich "wesołków różnych płci obojga, bo oni opamiętania potrzebują, nie podniety. Choć ciężko im do sumienia przemówić, bo o sprawach duszy najczęściej nie chcą w ogóle mówić albo drwią z nich jak ze wszystkiego; a jeszcze i sami siebie tak pozorami omamili, że się czują normalni albo i szczęśliwi. Tymczasem tak się sobą i innymi zabawiając, płyną przed siebie, nie zważając na światła przystani prawdy, aż rozbiją się o skały własnego zakłamania. Ich śmiech się zamieni w gorzkie łzy beznadziei. Trzeba się wcześnie przed takim losem bronić. Najpierw o czystość serca zabiegając, następnie o bliźnich i usłużeniu im pamiętać, czego nigdy nie ma dosyć, nigdy się też ponad własny stan nie wywyższać, a na pomoc Boską i św. Anioła Stróża liczyć. Wtedy i stosowna równowaga usposobienia nadejdzie.

Jeszcze tu o specjalistach, to jest psychologach, psychiatrach i psychoterapeutach wspomnę. Wiedza ich i umiejętności są pożyteczne dla ludzi chorych, których obłąkanie jest prawdziwe i poważne. A teraz ludzie zamiast do Miłosierdzia Bożego się zwrócić przez sakrament Świętej Spowiedzi, zło wyznać i się zaleceniami Boskiego Lekarza przez zastępcę Jego podanymi kierować i tak się lęków, i różnych spaczeń umysłu wyzbyć; to się do medyków udają, tam majętność trwonią, lekami się zatruwają, a ulgi trwałej zaznać nie mogą. Bo medycyna duszy i sumienia nie leczy, jeno łaska Boża.

Co natomiast czynić w postępowaniu z ludźmi, gdy ci się od świadectwa godnego wymigują żartami i chichotami jakimiś? Jest to sprawa ciężka, czasem tylko natchnieniu zawdzięczać należy sąd rozważny, jak postąpić. Właśnie na takie natchnienie najbardziej liczyć trzeba. Bo tu właściwe rozwiązanie leży w pośrodku. Ani się oburzeniem swym nie unośmy (chyba że o świętości jakie idzie), ani wciągnąć się w pobłażanie dla durnoty ichniej nie dajmy. Jeśli więc dowcipy tolerujemy, zaraz je najroztropniej ku sobie samym zwróćmy, aby zawstydzić drwiny owe uprzednio mówiących. A ważną sprawę, co ją wyłożyć mamy, z całą szczerością ukażmy, ale aby była nienawykłym dla powagi umysłom znośna, jako nową i zajmującą przedstawmy. Tak Apostoł też czynił, gdy żydom i poganom Ewangelię Świętą w świetle ich własnych pragnień i myśli opisywał. A i tegoż świętego nie wszyscy słuchali. Więc i my nie lękajmy się porażki i w mówieniu prawdy nie ustawajmy, ale nie ustając też dobrych dróg prawdy głoszenia szukajmy wytrwale. A błogosławiony będzie ten trud. I na chwałę Bożą, i ludzi zbawienie.

Causa nostrae laetitiae, ora pro nobis.

TR

Kresy

1 września 2006
+
Pisałem wczeniej Panu "Ignac" o książkach Z. Kossak. "Pożogę" właśnie ukończyłem. To piękna i wielce dramatyczna opowieść. Każdemu, kto czyta żal świata, który choć niedoskonały (bo nie na tym świecie trzeba nam szukać wzoru doskonałości), ale na dobru i prawdzie był postanowiony, gdy go zbrodniczą ręką ciemnego pospólstwa, z szatańskiego podjudzenia, zdeptali wrogowie Krzyża Chrystusowego, to jest komuniści, węglarze i podobni.

Jednak nie o tym chcę tu napisać. Jeno o zakończeniu książki, gdzie boleje autorka, że się jej Państwo o kresowe ziemie nie upomina i o rozszerzenie terytorium nie zabiega, co by miało jej ojczyźnie same wielkie pożytki przynosić. Ale to nie taka pewna sprawa, czy państwu dobrze mieć terytorium bardzo rozległe, pełne odmienności wszelkich, to jest różnych ludów i religii. Przez to i obyczaje są różnorodne: dobre i złe; a złe na dobre nastają i gorszą. I dla dobrobytu materialnego nie zawsze jest to dobre, czego przykładem kolonie Hiszpanii i Portugalii w dawnych czasach, co miały wielkie bogactwa metropoliom swym dawać, a je raczej ograbiały i żywotność całą wysysały. Jak takim państwem zarządzać, gdy te same prawa tu się sprawdzają, a gdzie indziej nie, bo przecie nie może prawo być wbrew pojęciu ludzi, ale ze zdrowych obyczajów ma wypływać. Już o sporach i zawiści wzajemnej różnych ludów nie wspominam, bo to raczej ich przywódców sprawki. Słabe więc są i majętności, i rządy, i organizm cały. A jeszcze myślą mieszkańcy i przywódcy ich też, że są niby potęgą; wtedy wojny zaborcze wszczynają, bo pycha i pewność siebie nimi rządzi, a nie rozważny ogląd rzeczy. To z tego się imperializm tak zwany bierze, czego Sowieci przykładem.

Więc upadają imperia, a inne nastają, co już za proroka Daniela pokazane zostało królowi Babilońskiemu w tajemniczym widzeniu sennym. Bo Bóg jedyny na niebie jest królem wszechrzeczy i „rozprasza pyszniących się zamysłami serc swoich”. Należy więc raczej rozszerzać Królestwo Boże niż ziemskie państwo. Co piszący tu myślą o tym? Polska też się i rozszerzała i kurczyła. Jak to na moralny i duchowy postęp wpływało? A na dobrobyt i ład?

Sedes sapientiae, ora pro nobis.

TR

Jeszcze o „rozwodach”

25 sierpnia 2006
+
Niech się nie trwoży serce wasze! – Tak rzecze Zbawiciel. Więc i my się niczym nie lękajmy, ale mocno wierzmy w Słowo Boże. Naśladujmy Apostołów. Naśladujmy bohaterstwo Męczenników i roztropność Doktorów. Są oni dla nas przewodnikami wiary.

Bo wszystko w Kościele jest z Chrystusowego ustanowienia. A szczególnie sakramenty święte – widzialne znaki zbawienia. Wielkie tajemnice Boże kryją owe święte znaki. Kościołowi, to jest Ciału Mistycznemu władza nad nimi jest powierzona w imieniu Pana. Tak i święte małżeństwo, z którego rodzina chrześcijańska bierze początek i jest dobrych obyczajów i porządku ludzkiego ostoją. Na tę podstawę ładu i nadziei nastaje teraz Szatan. I niszczy ją przez swe podstępy. Rozpowszechnia nieczystość, rozpustę, nierząd, pornografię, rozwody i inne. Ciężko jest przeciwstawić się temu. Ale musimy tak czynić, bo przynagla nakaz Naszego Pana.

Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia. Więc i widzimy je naszymi własnymi oczyma i, zdać się może, że nie wiemy, co czynić. Nie mi oceniać, co Biskup Polowy w Polsce powiedział a co gazeta napisała, choć On to jako sędzia Trybunału Kościelnego Warmińskiego, a nie jako biskup powiedział. Trzeba nam prawdę mówić i pisać, nawet wbrew całemu światu. Najpierw więc, prawdą jest, że warunki ważnego zawarcia małżeństwa jasne są. Kościół je opisał w Prawie Kanonicznym, co i w Internecie można przeczytać: www.archidiecezja.lodz.pl/prawo.html Może Kościół nierozerwalne zawsze małżeństwo jedynie za niebyłe, to jest od początku nieważne, uznać. I czasem tak czyni. Są wszakże zawsze dwie instancje, są strony procesowe, sędziowie dwóch różnych co najmniej trybunałów przez biskupów ustanowieni. I jest wreszcie Stolica Święta, w trudnych sprawach rozstrzygająca.

Czy w tym wszystkim może dojść do błędu albo oszustwa? Tak, może. Ale jest nad wszystkim Bóg wszechmogący. On wszystko widzi. I On sam przenika myśli i sumienia. On niewinnych usprawiedliwi, a niewiernym ich przeraźliwe występki wytknie w swoim czasie. Jak straszny będzie los tych, co okłamują Kościół Boży. Skoro Ananiasz i Safira pomarli, gdy przed Apostołem Piotrem skłamali w sprawie błahej, bo tylko doczesnej, to co spotka nieuczciwe strony, sędziów wydających nieuczciwe wyroki i świadków stronniczych w sprawach nadprzyrodzonych. Nie podejrzewajmy więc zbyt łatwo o nadużycia. Łatwo jest rozpowszechniać plotki i rzucać potworne oskarżenia na nieznane sobie w ogóle osoby, w sprawach, o których się zgoła nic nie wie.

Prawdą jenak jest, że w innych krajach (głównie w Ameryce) pod wpływem błędnych nauk dochodzi, iż sędziowie wydają często wyroki jawnie niesłuszne, źle rozumiejąc katolicką naukę. Są to trudne sprawy. Jak Bóg je rozstrzygnie, nie wiem, ale mądrość Jego niezgłębiona i większa od ludzkiej tak bardzo, że człowiek nigdy nie zdoła Go ubiec, ani oszukać. I do Polski przenika ta trucizna, prosto od demonów pochodząca. Oto sprawy małżeńskie w sądach kościelnych prowadzą świeckie kancelarie prawne albo duchowni dla pieniędzy doradzają stronom, jak krętactwami i niegodziwymi wybiegami Prawo Kanoniczne omijać. Inni z lenistwa, bojaźni albo przez głupie i błędne (ale nowomodne) mniemania zwiedzeni są i na te matactwa przystają. O jakże haniebne to, gdy się kapłani pogróżek Syna Człowieczego nie lękają, a święty węzeł do Kościoła samego porównywany łajdacko spotwarzają. Kto zniszczy Świątynię Boga, tego zniszczy Bóg!

Słusznie niestety piszą tu ci, co na niejasność i wieloznaczność niektórych przepisów zwracają uwagę. Do władzy kościelnej należy, aby te rzeczy wyjaśniać i to czyni, a sądy kościelne winny w posłuszeństwie i pokorze trudności rozwikływać, na wzgląd ludzki się nie oglądając. Niech się nie waży nikt jednak z Kościoła Świętego szydzić i Jego ustanowienia podważać, jak niektórzy tu. Nikt ich do tego nie ustanowił. Toż własną Matkę plugawią.

Co zaś do małżonków, którzy żyją już z kimś innym jak w małżeństwie, to także marny ich los. Zważmy, że nawet gdyby kwestia ważności małżeństwa jedynie od czyjegoś upodobania osobistego zależała, to i tak nieszczęsna jest ta osoba, co w grzechu rozpusty żyje, jeśli nawet grzechu zdrady małżeńskiej do niego nie dokłada. Skoro sama w dobrej wierze przysięgała wierność, to i tego godzi się dotrzymać ze względu na miłość Bożą.

Zgroza, zgroza, że tak w katolickich krajach się dzieje. A co w niekatolickich (jak Rosja, mój kraj rodzimy), to już tylko modlitwa przez łzy zostaje, gdy widzi się, jak wszelki ład Boży jest zdeptany, a straszne grzechy rozpanoszone niewymownie i nie potępiane. O Krwi Chrystusowa, zdroju Miłosierdzia i ocalenia, wybaw nas.

TR

[wykorzystałem fragmenty listu do K.C.]

***

31 sierpnia 2006
+
A jeszcze się dzieje, że ludzie znani publicznie, słusznie dla swej pozycji albo osiągnięć sławni, miast dawać przykład pospólstwu życiem prywatnym cichym, skromnym i pobożnym, na prawa Boskie plwają, a oddawszy się różnym bezecnościom, jeszcze się z ową sromotą na widok publiczny wystawiają w gazetach i telewizji, i chlubią się (bo ta pożałowania godna próżność jeszcze im uznanie daje – takie czasy!), i szydzą z moralności, a na dobre obyczaje plwają.

Jak to gorszy młodzież i utrudnia wychowanie jej pisać nie trzeba. A przekleństwo to prawdziwe, że i starsi miast się statecznością szczycić, to słabną w poznaniu, co jest prawe i modę na rozpustę popierają. Przyczyną tego są zatwardziałe serca ich, przez co wzgląd mają na sprawy zupełnie światowe, jak opinie znajomych i różne rodzinne układy. Tak też zbawiennych upomnień zaniechają, sami własne sumienia zabijają i żyją w gnuśności duchowej, z której jest powstać ciężko. O pokaraniu Boskim i Miłosierdziu Jego trzeba im mówić i samemu w modlitwie, poście i umartwieniu nie ustawać.

TR

***

1 września 2006
+
Słowo Boże mówi: "Módlcie się nieustannie". Wydaje się, że to trudne albo i niemożliwe. Bo jak można modlić się przez cały czas, to jest i jedząc, i śpiąc, i podczas różnych spraw zupełnie świeckich. Poucza nas jednak Pismo Święte, że "czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie", co oznacza, że i pospolite czynności, jak praca fizyczna i umysłowa, trud matki i gospodyni domowej, takoż doglądanie obejścia swego i służebności wszelakie mogą chwale Bożej służyć, są więc z modlitwą pokrewne bardzo, o ile tylko pozostają prawe i godziwe, a wykonie ich ofiarne i należyte (bo partactwo wszelkie na chwałę Bożą być nie może). Tyczy się to więc życia duchowego niezmiernie, bo widzimy, że zaleca nam Apostoł, by przez właściwe usposobienie uczynić wszelkie czynności modlitewnymi (samych aktów pobożności też nie zaniechując). A sumieniu swemu taką pomoc tym dajemy, że rozważając akty nasze w myślach przed uczynkiem, postawić możemy jako pytanie, aby je przeegzaminować, czy ów akt może być na równi z modlitwą postawiony. Wtedy łatwo się przekonać, czy jest godny czynu, czy też go zaniechać należy.

TR

In nomine Domini

24 sierpnia 2006
+
Po długiej podróży jestem znowu w Polsce. Kto czytał kiedyś fidelitas.pl, ten mnie zna. Teraz będę tu trochę pisał, przeto nim cokolwiek pocznę, chwalę Imię Pańskie, bo kogoż innego jak nie Stworzyciela wszystkich rzeczy, drogiego Odkupiciela dusz naszych, i Świętego Ducha, dawcę mądrości i rady, winno wysławiać wszelkie ciało i poddać się kornie każda dusza.

Wprawdzie wszechmocnemu i niepojętemu Bogu niczego nasze hołdy nie dodadzą; czyni On wszystko, co zechce i nic się jego woli nie oprze (tylko niektórzy w swych marnych złudzeniach roją, że ich zamysły przemogły – o, żałosny ich los), lecz słuszne jest i sprawiedliwe, by i nasza wola ku przykazaniom Pańskim lgnęła, Jego zbawiennych nakazów szukała i prawdziwego, a serdecznego zjednoczenia z Nim pragnęła.

O ziemskich rzeczach też będę pisał. Bo powołanie nasze po wygnaniu z Raju jest i takie, żeby o doczesne sprawy zabiegać i nim się oddawać, ale bardziej ku niebieskim dziedzinom wzrok mój się kieruje, gdzie Ojczyzna prawdziwa, do której dusza moja wyczekuje powrotu. Więc o ziemskich mało, więcej o Królu Najwyższym, u którego samego tylko można znaleźć odpocznienie, to jest o najdroższym Panu i Zbawicielu naszym Jezusie Chrystusie i Ciele Jego, pod kierunkiem Pana Apostolskiego Benedykta. O tym najwięcej będę pisał, gdy trzeba będzie to i nalegał, i nieustannie, bez wytchnienia nastawał, jako jest napisane „dla swego natręctwa został wysłuchany”. A będzie to nauka prawdziwa i zbawienna, jako że we wszystkim się Kościołowi Świętemu ulegle poddaję, przeto zbłądzić nie mogę, ni zwątpić, czego się walnie odklinam.

Co do spraw republiki, czyli „politycznych”, nawet wielkiej wagi, to głos odstępuję, bo jako przybyszowi pisać mi o nich się nie godzi. Wprawdzie, jak Apostoł czynił w zepsutym Koryncie, własny chleb jem, ale zawsze to na obczyźnie, z łaskawej gościnności jako przybysz znoszony jestem, za co Bogu dziękuję codziennie.

O filozofii, obyczajach i sztukach wszelakich zabierać głosu się nie uchylam, bo wiele wiem, albo mi się tylko zdaje, że wiem. Gdy jestem posłuszny Słowu Bożemu, pewność mieć mogę, a gdy jakiejś rzeczy Słowo Boże pod Swe przemożne rozporządzenie nie poddaje, potrzeba się na kruchości ludzkiej oprzeć, to jest wiedzy i doświadczeniu. Lecz i tu z dobroci Bożej korzystamy, bo Duch Święty w słabości nas dźwiga a oświeca we wszystkim, lecz człowiek sam z darów tych korzysta, więc i błądzić może. Sam przeto, nie licząc zuchwale na jakie oświecenie, niech sam pilnością w nauce świeci, gnuśności się nie poddawszy. Wtedy prawdziwych wyżyn dosięgnie, choć tu tylko o ziemską miarę idzie. Tak ja pragnę czynić. Deus me adiuvet.

Witam uczestników rozmów tych. Wiem już o nich nieco, jak i gazetę „Fronda” poznałem. Nie znam, kto tu rządzi, ale go też Bogu polecam i już się gorąco modlę za niego. W roku Pańskim 2004 toczyłem bój z pewną sektą w mieście Lublin – o owocach tego wie tylko Bóg – używając oręża postu, modlitwy i Słowa Bożego. Potem pisali do mnie zacni ludzie, bym im dopomógł, różne rzeczy rozjaśnił i duchowo podtrzymał. Nie wszystkie te sprawy zakończyłem ze względu na długi wyjazd. Teraz wracam do swej służby narzędzia nieużytecznego w ręku mego Mistrza i Pana. Jemu też oddaję swoje tu pisanie i innych.

TR